Pierwszy raz byłam w tym miejscu. Nigdy wcześniej nie widziałam tylu ludzi naraz. Tłum tworzył niesamowicie barwny i żywy obraz. Czuło się, że coś nas wszystkich łączy, coś niepowtarzalnego i magicznego. Może to po prostu była odwaga bycia sobą.
To, co zobaczyłam na własne oczy ma się nijak do obrazu telewizyjnego lub zdjęć w prasie. To trzeba zobaczyć i poczuć. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak pozytywną energią, która emanowała od zebranych ludzi. Oni chcieli tu przyjechać, żeby być razem wokół fantastycznej idei. Tam nie czuję się ludzi biednych i bogatych, starszych czy młodych albo po prostu innych. W tym miejscu wszyscy jesteśmy różni, a zarazem tacy sami – jesteśmy ludźmi. Wolnymi ludźmi. Dziękujemy Jurku!!!
A teraz słów kilka, o tym, co udało się mnie osobiście i mojej grupie robić na Pol’And’Rock. Pojawiłam się tutaj za namową kumpeli, która jest studentką Wydziału Edukacji Artystycznej i Kuratorstwa na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu ( WEAiK ). Od zeszłego roku wydział ten uczestniczy w Pol’And’Rock i pracuje twórczo na wzgórzu Akademii Sztuk Przepięknych. Na ten wyjazd zgodziłam się spontanicznie, ale trochę się bałam, bo po prostu nie wiedziałam, co mnie tam spotka… Ale przecież nie miałam tam jechać sama. Wyjazd był precyzyjnie zorganizowany. Zaczęliśmy się wspólnie przygotowywać. Każdemu przypisano jakąś robotę. Dużo rozmawialiśmy o samym festiwalu, ale również o tym, jak będziemy robić to, co zaplanowaliśmy. Za tym planem działań stali doświadczeni pedagodzy, sprawdzeni także w pracy na festiwalu, nad wszystkim czuwała dziekan Wydziału profesor Izabela Kowalczyk. Obecna z nami kadra naszej uczelni to niesamowici, energiczni i empatyczni ludzie!
Podstawowym celem naszych działań było zorganizowanie warsztatów, które otworzyliśmy wystawą „W podróży”, prezentującą prace plastyczne wykładowców i tegorocznego absolwenta wydziału (Piotra C. Kowalskiego, Sonii Rammer, Izabeli Kowalczyk, Justyny Olszewskiej i Aleksandra Radziszewskiego). Były to obrazy, fotografie, a także obiekt przestrzenny. Odnosiły się do przemieszczania się, odwiedzania odległych miejsc, cykl prac Kowalskiego – do miasta Kostrzyna, a praca Radziszewskiego – do kwestii uchodźców. Odwiedzający pytali o wystawę i rozmawiali z nami o prezentowanych obiektach.
W czasie pracy poznawaliśmy mnóstwo ludzi, bardzo zaciekawionych tym, co robimy. Zalewali nas morzem pytań, nie tylko odnoszących się do tego, co u nas zobaczyli, ale też w ogóle do działań artystycznych. U niektórych pojawiła się nawet chęć studiowania w naszej szkole. Oczywiście gorąco zachęcaliśmy i mówiliśmy, jaka jest rola sztuki zarówno w życiu samego artysty, jak i jej rola społeczna, chociażby w takim miejscu, jak to, w którym przyszło nam razem, przez te kilka dni przebywać.
Kiedy uczestnicy warsztatów dowiedzieli się, że prace z akcji„25×25”, czyli 25 obrazów na 25 lat festiwalu, prowadzonej przez profesora Piotra C. Kowalskiego, trafią na aukcję i zasilą skarbonki WOŚPu, zaczęli bardzo fajnie i z pełnym zaangażowaniem malować. Działania te stały się kapitalną i niepowtarzalną promocją sztuki. Kolejnym tego przykładem okazał się pomysł naszego kolegi Aleksa Radziszewskiego, żeby zaprojektować chusty, malowane przez wszystkich chętnych z użyciem szablonów, które wcześniej przygotowaliśmy. Z czasem, po polu festiwalowym zaczęły krążyć warsztatowe chusty, symbolicznie jednocząc ludzi. Byliśmy bardzo szczęśliwi widząc efekt tych działań i ich zadowolenie. To nie była tylko zabawa, to była taka autentyczna forma samorealizacji, ale z myśleniem o festiwalowej wspólnocie.
W naszym namiocie były również organizowane przez kadrę bardzo interesujące wykłady o sztuce, a także opisy ciekawych podróży, które odbyli. Były nie tylko sposobem na poznawanie nowych miejsc i nowych ludzi, ale miały też artystyczne i społeczne założenia, jak w przypadku akcji Sonii Rammer „Buty dla Nepalu”.
Na koniec każdego dnia odbywały się warsztaty „NIE ŚMIEĆ-sztuka recyklingu”. Znajomi, Justyna Olszewska i Paweł Jaskuła, mieli plan, aby zbudować kulę z plastikowych butelek, znalezionych w terenie. Dwa razy nawet wybraliśmy się wspólnie na spacer w poszukiwaniu niezbędnego materiału do pracy. Najbardziej mnie zaszokowało, że tego plastiku było bardzo mało. Pamiętam, jak wchodziłam do namiotów ludzi z pytaniem, czy mają jakieś plastikowe butelki. Większość odpowiadała, że ma coś, ale służy im to do nabierania wody, a więc nie mogą ich użyczyć. Ludzie tam po prostu wytwarzali mniej śmieci, szanując swoją strefę pobytu. To dawało do myślenia…
Akcja „Zaraz będzie czysto” działała skutecznie. Wydzielone strefy na gromadzenie odpadów były respektowane. Worki z puszkami i plastikiem, skrupulatnie posegregowane pozostawiano
w wyznaczonych miejscach. Dywan śmieci, który podobno kiedyś był corocznym elementem pejzażu Wooda, skurczył się do pojedynczych „okazów”, co było według mnie nie do uniknięcia, biorąc pod uwagę liczbę zgromadzonych ludzi. A nasza ogromna recyklingowa kula trafiła w końcu do Greenpeace.
Stojąc codziennie w kolejce po posiłek obserwowałam tzw. „łańcuch dobrych serc”. Ludzie dzielili się swoim jedzeniem, które oddawali potrzebującym z niekłamaną przyjemnością. Sama tego doświadczyłam. Nic się tutaj nie marnowało.
Nad wszystkim czuwały zawsze widoczne i pomocne brygady „niebieskich i czerwonych koszulek”. Byli dla nas 24/24h.
Niesamowicie zorganizowany festiwal!
Koncerty były zawsze tymi zdarzeniami, które ładowały nasze „akumulatory” na kolejny dzień. Nigdy nie czułam się zmęczona po nocnych nasiadówkach, a nawet kiedy wracałam do naszego namiotu WEAiK, w którym realizowaliśmy kolejny projekt zmęczenie znikało, jak bańka mydlana! 🙂
Najbardziej wzruszający dla mnie był moment, a raczej obraz pewnej pary. Niby nic szczególnego, bawili się jak wszyscy, ale w pewnej chwili zauważyłam, że kobieta, która poruszała się dość nieporadnie, potrącając trochę innych, była niewidoma. TU BYŁO NAPRAWDĘ MIEJSCE DLA WSZYSTKICH. Ludzie na wózkach, niewidomi czy z jakimiś innymi problemami – wszyscy z wielkim uśmiechem na twarzy. Żyli tamtymi chwilami, podobnie jak ja.
Robiąc podsumowanie, szukam czegoś, co przeszkadzało i raziło mnie na tym festiwalu… ale nie znajduję. Nawet deszczowa pogoda okazała się być pomocna. Nawilżała upalny kurz, wszechobecny w takich miejscach.
To o czym piszę, to tylko część moich festiwalowych przeżyć … Myślę, że każdy z uczestników także zapamiętał fajne dla siebie momenty. Dopiero poznanie relacji innych mogłoby zbudować obraz tego, co tam przeżyliśmy. Powstałaby zapewne niekończąca się opowieść. Dzięki!
Kaja pamiętaj, że na każdym festiwalu czy to Woodstock czy Pol’and’Rock każdy jest dla siebie jak brat i siostra. Przez tyle lat, które byłem na festiwalu nigdy nie spotkałem się z żadną przemocą. Wstyd mi się przyznać, ale nigdy też nie byłem na ASP – zawsze nie jest po drodze. Z chęcią jednak w następnym roku was odwiedzę :). Robicie kawał ciekawej roboty!
Możesz mi wierzyć lub nie Kaja, ale z roku na rok jest coraz lepiej! Mam nadzieję, że zagościsz z nami na dłużej :). Latem Woodstock, zimą WOŚP i tak jakoś lepiej żyje się w tym kraju. Pozdrawiam serdecznie i przesyłam mocne uściski!
Piękny tekst. Widać, że pisany od serca. Za rok odwiedzę Was na ASP! Do zobaczenia i zaraz będzie ciemno!