W zimie dorzucamy się do WOŚPowych puszek, a latem jeździmy na PolAndRock, aby naładować akumulatory, słuchać genialnej muzyki, dzielić się pozytywną energią, być razem.
Gdyby wyobrazić sobie państwo oparte na tak prostych zasadach, jakie panują w Kostrzynie, byłby to kraj dobrych ludzi, otwarty na różnorodność i wszystko, co nas otacza. Ludzie sobie pomagają, uśmiechają się, przybijają piątki. Nigdy i nigdzie nie widziałam tylu osób niepełnosprawnych na jakimkolwiek wydarzeniu, ani w jakiejkolwiek przestrzeni miejskiej, które dodatkowo cudownie się bawią, a nawet idą na falę.
Największe wrażenie, oprócz logistyki związanej z przygotowaniem całego Festiwalu (sama odpowiadam jedynie za mały namiot warsztatowy na ASP, a już z tym jest bardzo dużo pracy), robi Pokojowy Patrol. Czerwone koszulki działają natychmiast, gdy tylko dzieje się coś złego. Zemdlała przede mną dziewczyna schodząca z górki i zaczęliśmy biegać w kółko i krzyczeć: Patrol, a ten zjawił się w niecałą minutę. Jak to się ma do czekania w Pl na karetkę? Korytarz życia, w którym zapychałam dziurę to wspomnienie, od którego wciąż mam ciary. Chyba właśnie dzięki temu udało mi się przeciągnąć śpiącego na drodze chłopaka, prawie stratowanego przez tłum, w bezpieczne miejsce. Ludzie oddają sobie jedzenie, nie chcą, aby coś się zmarnowało, są świadomi tego, co dzieje się z naszą planetą. Tysiące osób słuchają trudnych debat, na przykład o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Odnajdujemy tam w sobie drzemiące w nas pokłady dobra. Po powrocie z PolAndRock trudno nam odnaleźć się w rzeczywistości, w której panują bardziej skomplikowane zasady, a „człowiek człowiekowi wilkiem”.
Może zostawmy w sobie tę dobrą energię, nie nakręcajmy się na innych, darujmy sobie swoje „najswojsze” racje, kultywujmy bycie razem. Pamiętajcie, że wszystko zaczęło się od jednego Jurka Owsiaka, który miał idee fixe, aby pomagać innym. Potem było sto osób, potem tysiąc, potem dziesięć tysięcy.
Teraz jest nas już chyba milion. I naprawdę możemy zmienić świat na lepsze!
Autor: Iza Kowalczyk (nasza i Wasza przyjaciółka)
Cudowny list – świetnie ze to napisałaś- pieknie sie to czyta, ja tez jezdze na Woodstock ze wzgledu na te wspaniala atmosfere.
Nie wiem tylko czemu jej nie zaznalam.
Mam wrażenie ze to wsztstko hest tak na pokaz a jak ktos faktycznie potrzebuje pomocy to jej niestety nie dostanie 🙁
Przed wyjazden zepsul mi sie namiot, przyjechalam we czw rano ale niestety , w naszym Lidlu namiotow nie bylo 🙁 pomyslalam ze wokol tylu Przyjaciol ze przeciez ktis mnie przygarnie na re dwie- trzy noce, zwlaszcza ze na Woodstocku jest tez namiot esperantystow, do ktorych również zaliczam sie od dawna.
Nic bardziej blednego- szefowa tego stoiska esperantystow robila takie nieprzyjemnosci ze po jednej nocy zrezygnowalam.
Spytalam jakiegos mlodego faceta ktory byl razem z rodzina i przyjaciółmi czy moglabym od 5 rano przespac sie pod ich zadaszeniem -w swoim spiworze
( oprocz namiotu mieli takie fajne zadaszenie, pod ktorym sobie siedzieli) a ten do mnie ze nie bo on od 5 rano tam sobie siedzi…
Drodzy Przyjaciele, bardzo Wam dziekuje za te oznaki przyjacielskiej pomocy w potrzebie….plakac sie chce.